sobota, 1 września 2007

zgubiona odnaleziona

Hehe , a zatem wróciłam z jednodniowej wyprawy do mojej babci na obiadek i do lasu. Obiadek jak zawsze pyszny, bo babciny. A co do lasu to poszliśmy na spacer taki króciutki ja w nowym żakiecie mamy ( bo było mi zimno). I tak szliśmy i szliśmy, po tych milickich lasach, szlakiem niebieskim. Czasami wątpiłam czy to jeszcze szlak, bo droga a raczej ścieżka lub wydreptana trawa na to nie wskazywała, ale znaki były. Końca widać nie było, więc nuciłam sobie a droga długa jest nie wiadomo czy ma kres....
I tak doszliśmy do pięknej łąki pośrodku lasu, widoki przypiękne niebo czyste i słonce w pełnej krasie..
Postanowiliśmy wracać niestandardowo czyli na skróty, niestety w pewnym momencie znaleźliśmy sie po drugiej stronie rzeki, a wracać sie nie chciało. Ale sprytna Gosia znalazła powalone drzewo z łączące oba brzegi i przed oczami stanęła scena z Dirty dancing, chwila wahania, a potem decyzja przechodzimy. i trochę bujała ale daliśmy radę ( tylko ja sie zastanawiam jak oni tam mogli tańczyć no ale filmom chyba do końca nie powinno sie wierzyć). w końcu jakaś droga, 2 podgrzybki znalezione ( mama poleciła sprawdzić czy grzyby są). Spacer krótki trwał 3 godziny, mamy żakiet przetrwał, cho chyba nie byłaby zadowolona gdyby sie dowiedziała po jakich chaszczach chodziłam.
Na koniec poszliśmy do domu wujka, a tam lis buszuje w ogródku.
I tak minęła sobota, dzień zwykły przed tym świątecznym.
Aha nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała ze pamiętam jaka dzisiaj data ( historyczne względy- rozpisywać sie nie będę- Ci co mnie znają wiedza)
2 Isia pokonała Sharapovą

1 komentarz:

Shann pisze...

Hmm ale sms "zgubilam sie w lesie i siedze na lace" byl fajny