czwartek, 10 stycznia 2008

opowieść o popsutym samochodzie

Natchniona przez Gosię opiszę tutaj moje przeżycia!
Dawno dawno temu, jeszcze przed świętami wychodzę z pracy, próbuje odpalić samochód a tu bzyk. Nie odpala się tylko robi bzyk. No to próbuje jeszcze raz... bzyk. Postanowiłam w tym momencie że to czas najwyższy zwrócić się o pomoc. Zadzwoniłam. "chcesz posłuchać co się dzieje?"
"chcę"
Odpaliłam jeszcze raz przykładając komórkę bliżej tablicy rozdzielczej (co tam że odgłos pochodził z silnika) i samochód odpalił! Generalnie teoria była taka, że akumulator jest popsuty. Więc jednego dnia, jak wiedziałam, że będę musiała siedzieć w pracy dłużej niż 8 godzin sobie wyszłam pojezdzić po mieście żeby rozruszyć silnik. Co tam że wpadłam w wielki korek. Jak tylko przyjechałam na święta do kalisza oddałam samochód do naprawy. Z naprawy samochód wyszedł po świętach. Był jak nowy i umyty! To był dzień kiedy trzeba było wracać do wrocławia. Wzięłam babcie i jedziemy. Odwiozłam babcię do domu. Zgarnęłam towarzystwo które w tym czasie w domu się znalazło (no kawałek towarzystwa) i mielismy iść na kręgle. Próbuje odpalić samochód a tu NIC. Nawet bzyk nie było. Dzwonię do domu i dowiedziałam się, że cytuje mam "pierdolnąć młotkiem w rozrusznik" Pierdolnęłam, ale to chyba nic nie dało! Dzwoniłam do paru mechaników, ale żaden nie chciał przyjechać :( w końcu, tylko dzięki poświęceniu i zaangażowaniu 3 miłych osób. Samochód został naprawiony!! Nie będę sie rozpisywać o ich trudach związanych z naprawą. Wiszę im piwo i to niejedno i mam nadzieję, że niedługo się napijemy. No, skończyłam ;D

2 komentarze:

Margaret pisze...

bzyk

Michał pisze...

Jakbyś tam była i słyszała!