Wczoraj byłysmy z Shanni na Elizabeth. Cóż, chyba sie nie pomylę jak powiem, ze jej film podobał się bardziej niż mi. Ja chyba bardziej szukałam tu historii a ta została zredukowana do poziomu historycznego komiksu. Po pierwsze zamiast tragedii jednostki (co by nie mówic wybitnej) ukrytej pod szczelną maską są pogaduchy i romanse. Po drugie, zamiast filmu o zderzeniu jednostki z historią, jest bajka o zderzeniu sił dobra i zła, wolności i opresji.
W filmach opisujących wydarzenia sprzed 500 lat prawda historyczna miesza się z wizją reżysera. Psychologiczny portret królowej to dla mnie wyłącznie interpretacja twórcy.
Elżbieta I jest tu miejscami na granicy załamania nerwowego. Niby rozdarta i tragiczna, ale wszystkiego w niej jakby za dużo. Wszystko we wspaniałych dekoracjach i wszystko przepięknie sfilmowane, tak pięknie, że czasem aż ociera się o kicz. Nie wspomne o tym jak spłycono watek Filipa II i Hiszpani do wcielonego diabła i jego królestwa, a scena gdzie tuz przed bitwą, klecza hiszpanie na statku i sie modla , no po prostu smieszne. Choc musze przyznać zdjęcia chyba podobały mi się najbardziej. Hmm no i mała Izabela -przyszła królowa-niema postac :) Powiem szczerze to juz chyba Maria Stuart bardziej przypominała siebie.
czwartek, 31 stycznia 2008
Elizabeth - Golden Age
Etykiety: recenzje
poniedziałek, 28 stycznia 2008
joł
Pojechałam dzisiaj na konie ale nie trafiłam. Widać dojazd do ulicy jordanowskiej jest skomplikowany dla takich ludzi jak ja. Pozatym mam obtarte piety, siniaka dużego oraz kilka pomniejszych. I bolą mnie mięśnie. Poczytałabym sobie coś ale już jest późno więc może lepiej pójdę spać. Pozatym hmm zjadłabym coś ale będę dzielna i nie zjem. Dobra już się zamykam. To był dziennik Ani. A jeszcze nie pisałam o pracy. W pracy było OK. Ale ciężko mi się wstawało po herbate do kuchni bo mnie mięśnie bolały. Howgh
środa, 23 stycznia 2008
wtorek, 22 stycznia 2008
Beep beep beep beep beep beep beep
go the horns in the cars in the street
we walked away from the lover's leap
opposite directions
synchronised feet
wait wait wait wait wait wait wait
for the time it takes a heart to mend a break
how many moons are reflected in the lake
can you wait forever if time is all it takes
despite all the warnings
I landed like
a fallen star
in your arms
beat beat beat beat beat beat beat
goes my heart on the side of my sleeve
whispering something I can hardly believe
let me take the lead
cos love is all we need
Etykiety: muzyka
sobota, 19 stycznia 2008
JOOŁ
Siedzę w kaliszu sobie i pilnujemy z michałem psa - który obecnie śpi. O 9 rano przyszedł pan z poczty i mnie obudził :( (psa też obudził) w sumie cały dom obudził. I przyniósł wielką paczkę. Ale niestety nie do mnie :(
A teraz recenzja:
I am legend
Obejrzałam, nawet trzymało w napięciu. Ale kurde nic z tego filmu nie wyniosłam. Górnolotny film o niczym. W sensie nie było morału. Ani malutkiego przesłania.No chyba że przesłanie jest takie, że w przyszłości zamienimy się w potworki, ale też że jest nadzieja że jednak coś nas wtedy uratuje. No, to może coś wyniosłam. Świadomość że nawet jak zamienię się w potworka będzie dobrze.
Michał mówi że morał jest taki, że warto się poświęcić dla ludzkości żeby zostać legendą tylko trzeba mieć laskę która zauważy że się jest tą legendą. Cośtam jeszcze opowiadał że warto być legendą bo wtedy Bóg do ciebie rozmawia o motylach.
Etykiety: recenzje
sobota, 12 stycznia 2008
Ranczo Wilkowyje
Prosty, fajny film - dobry na rozerwanie się na strzępy :D
Etykiety: recenzje
czwartek, 10 stycznia 2008
opowieść o popsutym samochodzie
Natchniona przez Gosię opiszę tutaj moje przeżycia!
Dawno dawno temu, jeszcze przed świętami wychodzę z pracy, próbuje odpalić samochód a tu bzyk. Nie odpala się tylko robi bzyk. No to próbuje jeszcze raz... bzyk. Postanowiłam w tym momencie że to czas najwyższy zwrócić się o pomoc. Zadzwoniłam. "chcesz posłuchać co się dzieje?"
"chcę"
Odpaliłam jeszcze raz przykładając komórkę bliżej tablicy rozdzielczej (co tam że odgłos pochodził z silnika) i samochód odpalił! Generalnie teoria była taka, że akumulator jest popsuty. Więc jednego dnia, jak wiedziałam, że będę musiała siedzieć w pracy dłużej niż 8 godzin sobie wyszłam pojezdzić po mieście żeby rozruszyć silnik. Co tam że wpadłam w wielki korek. Jak tylko przyjechałam na święta do kalisza oddałam samochód do naprawy. Z naprawy samochód wyszedł po świętach. Był jak nowy i umyty! To był dzień kiedy trzeba było wracać do wrocławia. Wzięłam babcie i jedziemy. Odwiozłam babcię do domu. Zgarnęłam towarzystwo które w tym czasie w domu się znalazło (no kawałek towarzystwa) i mielismy iść na kręgle. Próbuje odpalić samochód a tu NIC. Nawet bzyk nie było. Dzwonię do domu i dowiedziałam się, że cytuje mam "pierdolnąć młotkiem w rozrusznik" Pierdolnęłam, ale to chyba nic nie dało! Dzwoniłam do paru mechaników, ale żaden nie chciał przyjechać :( w końcu, tylko dzięki poświęceniu i zaangażowaniu 3 miłych osób. Samochód został naprawiony!! Nie będę sie rozpisywać o ich trudach związanych z naprawą. Wiszę im piwo i to niejedno i mam nadzieję, że niedługo się napijemy. No, skończyłam ;D
poniedziałek, 7 stycznia 2008
naprawdę nie dzieje się nic
Święta były i minęły, sylwester też.
Najważniejsze chyba działo się gdzieś pomiędzy, kiedy odnawiałam stare znajomości podstawówkowe, przy akompaniamencie żubrówki z sokiem jabłkowym. Gdzie po tylu latach odkrywałyśmy, że zmieniło się wiele, ale my prawie wcale :).
Zaufaj tylko warg splotom,bełkotom niezrozumiałym, gestom w próżni zawisłym, niedoskonałym.
Wszystkie po tym wszystkim się pochorowałyśmy, czego skutki odczuwam do dziś ( i wcale nie chodzi tu o choroby alkoholowe).
I tak zamiast w weekend pójść gdziekolwiek, choćby na upragnione łyżwy to Gosia chorowała i leżała w łóżeczku. Troszkę nadrobiłam zaległości czytelnicze odnawiam Pilipiuka, który m.in. urzekł mnie zdaniem " Co oni za ciula go mieli?! W przeciwieństwie do niejakiego Wieżmina Geralta on najpierw wykonywał robotę, a potem po kasę szedł" czy też " Próbował mu różdżką wymachiwać jakiś chłoptaś w okularach z blizną na czole, to mu szybko pokazał co to znaczy szacunek dla starszych". W dalszym ciągu czytam Becketta, ale wczoraj doszłam w koncu do momentu gdzie zaczęło się cos dziać:)- to może szybciej skończę.
Czy zdanie okrągłe wypowiesz, czy księgę mądrą napiszesz, będziesz zawsze mieć w głowie tę samą pustkę i ciszę. Słowo to zimny powiew nagłego wiatru w przestworze; może orzeźwi cię, ale donikąd dojść nie pomoże.
Sny sobotnie o tragicznej śmierci Małysza się na szczęście nie sprawdziły ( chyba za duża dawka sportu ostatnimi czasy :P). Tu taki mały wtręt, ze jestem wkurzona bo na eurosporcie tylko pokazują turniej w Izmirze polaków, który zaczął się dzisiaj:PP.
Dzisiaj poniedziałek, wędrowałam po moim uniwersyteckim z muzyka na uszach, Odra w połowie zamarzła, czas zacząć nowy tydzień, może rok.
Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum, wódka w parku wypita albo zachód słońca, lecz pamiętaj: naprawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic - aż do końca.
sobota, 5 stycznia 2008
Possesion
Po prostu lubię tą piosenkę i postanowilam sie podzielić:) A lubię ją dzięki koleżance Gosi od której ją mam.
zakochana jane
Czyli becoming jane, wlasnie obejrzałam. Hehe i zakochalam sie w Jamesie McAvoy ;) ale generalnie fajny spokojny i smutny film. I ładna muzyka. Wszystko co jest mi potrzebne do szczęścia w sobotę wieczorem.
Etykiety: recenzje